Jakie miłe zaskoczenie, kiedy sequel beznadziejnego filmu okazuję takim hitem. Z czystym
sumieniem daje Zimowemu żołnierzowi 8/10. O ile w Iron Manie i Avangersach najwięszką zaletą
jest geniusz Downey Juniora, to w tym przypadku mam do czynienia z bardzo dobrym
scenariuszem.
Oczywiście są buble i lekko naciągane rzeczy, ale nie jest ich dużo w porównaniu do innych
ekranizacji komiksów nie robią z widza idioty jak w Thorze, FF, Ghost Riderze i paru innych
nieudanych filmach.
Pierwsza cześć - dno i metr mułu
Druga część - jeden z najlepszych filmów na podstawie komiksu, 8/10. Nie stanowi konkurencji
dla trylogii Nolana, ale u Marvela dorównuje mu tylko IM i Avangers.
zdecydowanie u mnie tak
Pierwsza część nudna, ale dobra generalnie
Kapitan Ameryka zimowy żołnierz arcydzieło czyli zawyżone 10/10 :)
Jak dla mnie pierwsza część była genialna a druga zbyt przekombinowana...
Moja ocena:
Część pierwsza 9/10
Część druga 5 / 10
i po co odpowiadasz na posty z przed miesiąca? ... na prawdę nie łaz za mną kolego
Tylko wypowiadam swoją opinię.a poza tym to mam gdzieś czy post jest z wczoraj czy sprzed roku lub miesiąca.
Jezu...! :)
A co to jest "strapon" ???
Pręt stalowy rozgrzany do białości?
Czy może odmiana kaktusa??? :)
Rzucasz dziesiątkami na lewo i prawo, wnioskuje z tego, że wiele nie trzeba by cię zadowolić.
Pierwszą część zniszczyli, nie wiedzieli jak poprowadzić postać Rogersa, jakie umiejętności jej dać. W drugiej części wystarczyła im scena z statku by naprawić stare błędy. Dopiero tam zobaczyliśmy Kapitana taki jak powinien być.
Yyyy ale chyba trzebe najpierw pokazać orogin postaci nie? Tym bardziej że nie był to usmiechnięty chłoptaś z flagą ameryki zabijający z uśmiechem na twarzy. Musieli najpierw przedstawić cele i cechy bohatera i według mnie zrobili to świetnie
Jeśli chcesz zobaczyć jak się robi poprawnie orgin postaci to polecam obejrzeć Batman Begins, Marvel's Daredevil, X-Men: First Class. To są produkcję warte oceny wyższej niż 7-8.
First Avenger. Bardzo się uśmiałem oglądając ten film. Z jednej strony przedstawili nam superżołnierza, o którym w czasie WWII krążyły legendy, a z drugiej strony pokazali nam gościa, który poza jakimś wyższym skokiem, mocniejszym uderzeniem i szybszym biegeniem niczym się nie wyróżniał od wytrenowanego sportowca. W Avengersach to samo, jednostrzałowiec którego lały roboty jak chciały, a Lokiego rozśmieszał. Aż tu nagle w CA2 i A2 dostaliśmy prawdziwego superbochatera, który skacze z samolotu bez spadochronu, walczy na równi z Ultronem, szarpie młotem Thora, rzuca motocyklami i nie tylko.
W pierwszej cześci twórcy nie mieli stworzonej koncepcji na tą postać, dopiero później naprawili swoje błędy i zmienili tego przybłędę w Avengera.
Przyznam szczerze, ze nie znam szczegolowo fabuly komiksu, ani tym bardziej zyciorysu kapitana Ameryki, ale wydaje mi sie, ze Steve Rogers mial byc takim "superbohaterem z sasiedztwa". Nie niesmiertelnym herosem wyposazonym w boskie moce, ale superzolnierzem z krwi i kosci. Raz jest nieformalnym przywodca Avengersow, innym razem ratuje ludzi od niechybnej smierci.
Nie przypominam sobie zeby roboty laly go jak chcialy itd. Biorac pod uwage umiejetnosci Ironmana czy Thora to rzeczywiscie Rogers wydaje sie byc mizerna podrobka prawdziwego superbohatera. Cos mi sie zdaje jednak, ze chronologicznie to kapitan Ameryka byl 1 z nich wszystkich, wiec nie mogl im dorownac w kwesstii technologii. Nadrabia innymi cechami:)
no, w uniwersum niby pierwszym, ale nie zapominaj, że Thor już swoje lata ma... i w sumie nie technologia, a naturalna boskość, w końcu półbóg
A jak miał robić salta i się super bić zaraz po dostaniu serum? Człowieku Cap jest świetnym taktykiem, dobrze wyszkolonym żołnierzem ale osiągnął tego od razu to chyba zrozumiałe? Mi tam się podobała 1 część i to nawet bardzo. Uważam, że wszystkie 3 są genialne ;)
Zgadzam się z autorem tematu, że "The first Avenger" to średniawe origin story. Którego nie trzeba oglądać, żeby nadążać za fabułą "Zimowego żołnierza". Ja na przykład najpierw obejrzałem "Zimowego żołnierza", a dopiero dużo później pierwszy z filmów o Rogersie (w ogóle "Zimowy żołnierz" to pierwszy obejrzany przeze mnie film MCU, o którym zresztą na początku nie wiedziałem, że to sequel ani część większej serii filmów). I "The first Avenger" mnie rozczarował w porównaniu z "Winter soldier".
Dla mnie "Zimowy żołnierz" to mocne 8/10, a "Pierwsze starcie" to najwyżej 6/10.
W drugim filmie o Rogersie największą zaletą jest fabuła, scenariusz. Skupienie się na intrydze i infiltracji. Sam Rogers jak dla mnie nigdy nie był zbyt ciekawy ani barwny. Już Natasha jest tutaj mocniejszą postacią, która oprócz umiejętności walki wręcz używa sprytu.
Ja nie moge wyjść z podziwu dla scen akcji na autostradzie z pierwszym wejściem zimowego żołnierza. Są zrealizowane z rozmachem i perfekcją godną Jamesa Cameroona.
Je*any ZImowy lepiej jak Rambo, zdecydowanie tak się zachowywał, co wyglądało fenomenalnie z długimi włosami, zakrytą twarzą i granatnikiem w stalowej łapie. No cud, miód malina :D
Tak. To podawanie broni przez jego pomocników. Respekt, siła rażenia, strategia, przewaga, rozmach. To wszystko jest mistrzostwo.
Ja nie mogę zapomnieć miny Capitana jak mówi "Bucky is that you" wszystko jest w tej scenie utrata niewinności,trwoga i wszechobecny smutek...
ps
i do tego ten soundtrack
https://www.youtube.com/watch?v=yhKHt85CFwI
10/10
Mój ulubiony film ze stajni Marvela. Poważniejsze podejście do tematu superbohatera, dobra gra, spójny scenariusz, Jackson, Redford, no i Czarna Wdowa ;-) Sam Zimowy Żołnierz mógłby być trochę bardziej bezwzględny i brutalny, ale i tak daję dychę.
Pomieszało ci si. To jest przykład jak z normalnego filmu zrobiono rozrywkę dla pryszcatych oderwanych od rzeczywistości niedorozwojów.
Też tak pomyślałem, gdy zobaczyłem to:
https://www.youtube.com/watch?v=cwSl_8jF5Gs
Moim zdaniem, "Zimowy żołnierz" jest znacznie lepszy fabularnie. Również dlatego, że fabuła nie skupia się na Stevie Rogersie (który jest postacią dość nudną i bezbarwną), tylko na intrydze Hydry wobec T.A.R.C.Z.Y. A Steve'a równie dobrze mogłoby tutaj nie być, podobnie jak Bucky'ego - równie dobrze mogliby to być inni bohaterowie, a film nic by na tym nie stracił.
Zupełnie inaczej jest z filmami z Tony'm Starkiem, gdzie to on zawsze pozostaje w centrum uwagi filmu. Stark to nieporównywalnie barwniejsza postać od Rogersa.